Rok temu porzegnałam bliskiego członka rodziny, w lutym porzegnałam koleżankę, która odeszła nagle w jednym z krakowskich szpitali. Przez ponad 20 lat walczyła ze swoim ciałem i umysłem i trzymała się życia na programie metadonowym, nie szukając środków zastępczych na łańcuchu substytucyjnym. Jeszcze kilka miesięcy przed – kontemplowaliśmy dar życia na aptecznej L.A. Confidential – już tego nie zrobimy, albo zrobimy z kimś innym.
Właśnie słucham (prawie) najnowszego epizodu Pure Trance Radio od Solarstone, który mówi o dziesiątych urodzinach swojej kotki, a trzy tracki później ogłasza nagłe odejście jednego z mniej znanych artystów sceny progresywnej. Z wyboru musiałam porzegnać oraz zostawić część życia za sobą, serce i głowa nadal nie potrafią ogarnąć luki w moim systemie wartości. Jedni zamykają się w sobie, drudzy natomiast tępo trzymają zapalniczkę w jednej dłoni, a łyżeczkę z gotującą się z morfiną w drugiej, szukają Luminalu i kloonazepamu igrając z życiem.
Czymm różni się ulotkowy profesjonalista od rozentuzjazmowanego narkomana? Ulotkowy profesjonalista grozi paluszkiem i mówi, że łączenie trzech depresantów na raz zwiększa ryzyko przedawkowania, a rozentuzjazmowany narkoman wie o ryzyku, lecz uczy się jak oszukiwać ulotkowe przeznaczenie, porządkować doznania i godzić trzy depresanty na raz. Zaprawdę powiadam Wam – o ile ktokolwiek wie co mam na myśli, że to sztuka trudniejsza, niż ulotkowy profesjonalizm.
Solarstone gra melanholijnie, bardzo dobrze odzwierciedlając muzyką to, co teraz czuję. Poczucie straty generuje materiał do przerobienia, cierpienie i strach przed niepewnym, nowym i nieznanym. Straty jednak nie czynią silniejszym – czynią podatnym na robienie głupot, niszczą zamiast tworzyć nowe, wprowadzają w stagnację, prokrastynację, sprzyjają błędom i pomyłką przy ostrożnym wyznaczaniu granic pomiędzy płynną przyjemnością a najzwyklejszym robieniem sobie świadomej krzywdy. Wszyscy się kiedyś spotkamy.