Siedzę sobie wieczorową porą przy laptopku i piszę ten wpis. Czekam na marzec czy kwiecień – wtedy z pewnością przybędzie dnia, nastrój się podniesie bardziej i może będę bogatsza w doświadczenia? To na pewno.
Znudzona estetyką muzyki elektronicznej zaczynam słuchać wszystkiego z różnym skutkiem. Stałam się trochę bardziej normalna i stonowana (chyba), jeśli chodzi o muzykę. Zapomniałam już jak fajnie jest robić coś w domu ze słuchawkami bluetooth w uszach. To fajny patent, by podnieść dupę z fotela i nie myśleć "jak mi się nie chce". Ta niechciana myśl jest zagłuszana, gdy w tle przygrywa mi powracający na salony – czasem lepiej, czasem gorzej breakbeat, który szczególnie Anjuna Beats pcha w trensiarzy. Karina wraca, normalna, bo odzyskuje powoli to, co straciła – bardzo powoli.
Narazie odłożyłam aparat na miejsce, bo trochę się przestymulowałam – mój mózg nauczył się wiele przez prawie miesiąc testów. Kompresja, limitery, powolne wdrażanie wysokich i uwaga ze wzmocnieniem. Rozumienie mowy dalej leży, ale już wiem która to prawa, która lewa, czy ktoś idzie za mną z prawej, czy lewej. Nauczyłam się tego w pięć dni, ale dobrze jest mieć wybór i po prostu otworzyć klapkę baterii, gdy dźwięk już zaczyna męczyć.
Pisałam tu coś o studiach? Chyba nie, bo co tu pisać? To wygląda jak filologia Polska w pigułce? Coś takiego? Z dodatkami medio czy filmoznawstwa. Wszystko poza tym wygląda tak samo. Jeden z wykładowców zasługuje na szczególne miejsce w mej pamięci. To starszy pan mówiący o reklamie i jej wszystkich funkcjach. Proszę pana, ja rozumiem, że kampania społeczna ma uderzać w ludzi, pokazywać istotę problemu, jakiś wywołujący niepokój i poruszenie obrazek i statystyki muszą być. Czy jest granica dobrego smaku i czy etyka reklamy ma coś do powiedzenia, jeśli chodzi o kampanie społeczne? Albo ta granica jest łatwa do przekroczenia, albo to zależy od odbiorcy, albo nikt jasno jej nie określił w tym nurcie, albo przysnęłam na Pańskim wykładzie walcząc z opioidowym zawieszeniem świadomości nieskutecznie – w każdym razie umknęło mi coś chyba…
Chodzi mi o gówno kampanię dot. maseczek pt. "którą maseczkę wolisz?", czy "98% zgonów to osoby niezaszczepione. Bądź mądry i zaszczep się!". Tu już idziemy na grubo, bo producent reklamy sugeruje, że jeśli ktoś czegoś nie robi, jest głupim, bezmózgim idiotą i debilem. Nawet ci od reklamy, czy kampanii społecznych nie wyciągają wniosków z wizerunkowych wtop np. Mediamarkt. Nie jestem kompetentna na tyle, by się nad tym rozwodzić, ale tak mi mignęło tylko. Mam nadzieję, że niedługo zdejmą to dzieło z anteny.
Z ochotą przeglądam też często portale plotkarskie, gdy mam wolną chwilę. To moje takie guilty pleasure. Przynajmniej dzięki tym skrawkom informacji jestem w stanie cośzrozumieć z tego, co babcia do mnie mówi czasem, uwięziona w uniwersum seriali puszczanych na TVP, TVN, wiadomościach o aktorach czy innych "celebrytach" i wiecie co?
Nie żałuję, że tam czasem grzebię. Artykuły są na niskim poziomie, jeśli chodzi o ten językowy i taktu w ogóle, ale ale – gdyby nie takie strony, to nie wiedziałabym, że ostatnio każda gwiazda większego formatu MUSI wysrać autobiografię! Książkę wysrał nawet pan Jakimowicz, zasłaniając się następnie "fikcją artystyczną" czy tam literacką jak popłynął w jakimś rozdziale w koneksje z ludźmi zajmującymi się chyba pedofilią i handlem ludźmi? Informacja do weryfikacji, ale coś w ten deseń. Kto jeszcze?
A no matka Michała Wiśniewskiego książkę wydała pt. „Dziewczynka z kieliszkami”. Kurde – jadę w self publishing i wydam parodię pt. „księżniczka na ziarnku maku”. 25-stronną parodię takich książek, która wyszła z pod mojej ręki chyba w 2019 trzeba tylko trochę rozciągnąć, dodać czegoś tu i tam, czegoś odjąć, i wyjdzie kolejny schematyczny shit. Pani z reklam szamponu głowa & ramiona też planuje wydać książkę i… Nawet przyznać się do eksperymentów z używkami, no taak – bo ten temat jest w chuj chwytliwy i się sprzedaje.
Tajemnicą poliszynela też jest to, że modelki jadą na stymulantach, ale artykuły na ten temat MUSZĄ się klikać. Takie nagłówki w stylu: „koleżanki wychodziły z łazienki z białymi nosami”. No co kurwa, pudru użyć nie można? Są zasadniczo dwie korzyści z takiego pudrowania: nie czują, że są głodne i najchętniej ojebałyby sezonowego drwala z frytkami i colą, no i jakoś zmęczenie znika. Wielogodzinne sesje zatem nie są już problemem. Jest jeszcze trzeci plus. Czytałam kiedyś, że rozszerzone źrenice wyglądają seksownie i nawet kobiety czasem używały atropiny w tym celu, no i tu na zdjęciach i przy umiejętnej obróbce też wyjdą przepięknie, symetrycznie rozszerzone. 😀
Pisać o hajpku? Dobra też napiszę. Wszystko, co ma być powiedziane – zostało powiedziane. Na polu bitwy zostali ludzie, którzy cały czas kłócą się o pierdoły. Tak wygląda lista dyskusyjna, na której czasem oczko do mnie puszcza jakiś chłopak w moim wieku. „A co myślisz o tym?”, „A jak zrobić to?”. Przecież wiele innych osób mogłoby mu odpowiedzieć na zadane pytanie, ale MOJE zdanie jego akurat interesuje. Jestem tak samotna na co dzień – często z własnej winy i temu nie przeczę, że nawet takie gesty mnie cieszą w sensie pozytywnym. Nie mam zamiaru podbudowywać sobie na nich ego czy wartości. 😀 To takie miłe, jak ktoś słucha co mówię akurat ja, pośród innych traktujących czasem – najczęściej tych nowych w tym miejscu z wyższością, bo są taacy niedoświadczeni i tak mało wiedzą. Każdy kiedyś zaczynał, ale dożyliśmy czasów, gdzie ludzie boją się pytać o sprawy związane z ich zdrowiem i życiem, bo boją się poniżenia i wyśmiania przez tych "obeznanych". Gdzie to wasze harm redakszyn? Zawsze będę tą anonimową osobą, która mało się integruje, lubi ciężko w depresanty i ma jeden znak szczególny – nie, nie ślepotę.
Kończyć czas, i wstydu oszczędzić, bo zmęczenie czuję – w przeciwieństwie do modelek. Dobrej nocy.
7 komentarzy do „No i tak…”
Pewnie wszystko zależy od ilości materiału, ile sobie policzy ktoś od redagowania/ korekty, od tego ile chcemy na początek wydrukować, pewnie do tego jakaś promocja/ reklama i się nazbiera.
Ale chyba lepiej tak niż iść w vanity.
:DD
Właśnie – apropo bogatego: jak wychodzi ten self publishing i ile trzeba mieć środków na coś takiego? Ja nie mogę po prostu uwirzyć, że takie pierdy powstają. 😀
No to dawaj dawaj z tą "Księżniczką na ziarnku maku". A co, kto bogatemu zabroni.
Ale studia w ogóle mają mało wspólnego z rzeczywistością 😀 – zwłaszcza medioznawstwo jest odklejone bardzo, ale lubię.
Ja makowca nie lubię akurat, szczególnie jak ta breja jest mieszana z innymi bakaliami, ale masz rację. Teraz mak – nieważne jakiego producenta jest tak oczyszczony, że po płukaniu wychodzi woda mineralna, psia mać.
A co do etyki, kocham te rozbudowane zasady tłoczone na wykładach studenciakom. Potem i tak powstają facebooki i inne CA.
Makowca bym zjadł. Takiego toprego, z tszekoladą.. A to nie tu rozdajo? 😀
Księżniczka na ziarnku maku… No, prosze ja Ciebie, tytuł już masz dobry.