Z pamiętnika reumatyka: chyba pierwszy i ostatni taki wpis…

Ostatnio pisałam, że odstawiłam metotreksat. Lekarz prowadzący, wyraźnie zdenerwowany brakiem postępów i pogorszeniem mego stanu widocznym gołym okiem i na morfologii stwierdził, że to już czas. Ja się trochę boję skutków ubocznych, na które jestem magnesem, a rodzica mojego – nigdy nie widziałam tak szczęśliwego, gdy usłyszał, co robimy dalej.
Ja byłam szczęśliwa, a jednocześnie było mi przykro. Przecież się starałam – lałam w siebie ten mtx tego samego dnia co tydzień. Grzecznie poddawałam się temu, że robiłam wszystko w slow motion po strzale, wymiotowałam, spałam lub jarałam, by powstrzymać odruch wymiotny. Rzeczywistość brutalnie zweryfikowała moje pragnienie poprawy – przecież jestem za młoda, by pisać nawet takie słowa…
Przewlekłe zmęczenie w autoagresywnych chorobach stawów jest naprawdę nie do pokonania. Kilka kroków do sklepu, stanie 40 minut w kolejce, wędrówka z reklamóweczką z produktami pierwszej potrzeby według mnie i organizm mówi dość, choć psychicznie czuję się w porządku.
Wczoraj dzięki takiemu wyczynowi przespałam cały dzień – dokładnie od jakiejś czternastej do dziesiątej w nocy. Posiedziałam trochę do północy i znów – morfeusz zabrał mnie w namiętną podróż na kolejne 7 godzin.
Mam ogromne wyrzuty sumienia z tego powodu, bo czuję się jak bezwartościowy, żywy przewód pokarmowy w tym momencie. Czekam na przyjęcie na oddział jak na zbawienie. Przed rozpoczęciem leczenia biologicznego potrzebna jest kontrola stomatologiczna oraz ginekologiczna, by upewnić się, że wszystko jest jak najbardziej ok – czy nie zaszłam w ciążę będąc jeszcze na mtx i zamieniając go na leflunomid, czy nie mam jakiś osobnych problemów typu zapalenia czy infekcje. Ciąże wykluczam, ale zaniku okresu przez mtx lub napierdalanie opio w różnych dawkach nie wykluczam i zaglądnięcie do mnie naprawdę się przyda.
Poranki to najgorsza część dnia. Jakoś trzeba wprawić sztywne, spuchnięte kołki w ruch przy ogromnym bólu – takim 6/10. Tu przydatna jest nie tylko buprenorfina w małej dawce 0,8 mg, która podjęzykowo wchodzi w ciągu 15 minut, ale też THC w późniejszej części dnia, by spokojnie rozpocząć pracę i trochę poćwiczyć przed siedzeniem przy komputerze.
Zrobiłam sobie małą przerwę od medycznych konopii, by sprawdzić, czy moje przypuszczenia są słuszne. Aurora 20 (L.A. Confidential) działa całkiem nieźle przeciwbólowo szczególnie na moje umęczone barki, które po jednej blokadzie sterydowej i osobnych strzałach z lignokainy wróciły do stanu wyjściowego po paru miesiącach względnego spokoju. Nie czytałam o przeciwzapalnych właściwościach tHC, ale wolę używać tego niż kolejnego leku z grupy NLPZ, który dostałam do stosowania na co dzień.
Dla mnie najważniejszym jest, że po THC psychika idzie w góre, wyraźnie zwiększa się zakres ruchu i rzeczywiście – działanie przeciwbólowe rozumiem jako odczuwanie zimna w zajętych miejscach lub ciężkości tematu przy waporyzacji przez 15 minut i podbijaniu temperatury co parę minut / zmniejszaniu według preferencji.
W aptekach pojawiła się zrównoważona odmiana – 8/8 CBD do THC. Jest idealna dla tych, którzy chcą uniknąć działania psychoaktywnego. Chciałabym ją kiedyś przetestować – może ma inne właściwości niż A20, której teraz pernamiętnie używam? Red No. 2 odpadł przez (wiadomo co) i przez to, że jest mniej stymulujący od a22, lecz nadal stymulujący.
Siedzenie przy komputerze też jest zabawne. Wystarczy popisać na klawiaturce przez godzinę, by być zmuszonym skorzystać z kolejnej dawki THC lub buprenorfiny. Mimo pięknej pogody jestem zdolna poruszać się taksówkami pod drzwi obiektów, których potrzebuję. Powolny spacer to zupełnie inna bajka. Zmęczenie, sztywne stopy, powolne wkurwienie nie pozwala mi przejść przez ulicę szybkim krokiem. Do tego upomniał się ostatnio o mnie mój drugi partner życiowy – pan menier. To plus zaburzenia równowagi równa się nierzadko upadkom.
Piszę jak jest przejebane, bo tylko pisanie przynosi mi ulgę. Wyszedł z tego jeden wielki żal post, albo opisanie skrawka dnia osoby z RZS.
Trzymajcie się i przepraszam.

Jeden komentarz do „Z pamiętnika reumatyka: chyba pierwszy i ostatni taki wpis…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *