Oskarżenia

Po ojcu odziedziczyłam z pewnością kilka cech wyglądu fizycznego, coś z jego osobowości i uwielbienie do depresantów innych niż alkohol i benzodiazepiny. Sama udostępniam w sieci dużo rzeczy na swój temat – związanych raczej tylko z określoną tematyką, by ją ogarnąć i nawet mimo, że odzew jest niewielki, przynosi/ło mi to pewien rodzaj ulgi. Ktoś to zobaczył, może przyczyniłam się do jakichś procesów myślowych zachodzących w głowach moich odbiorców, może ktoś to kiedyś wykorzysta – nieważne, czy do wyzłośliwiania się, czy aby mnie czymś obciążyć, w najlepszej perspektywie – posłużę jako materiał do jakiegoś kolejnego badanka nad narkomanią lub poślę ważne informacje dalej. Ten tekst zapewne nie doprowadzi do żadnej z tych rzeczy, lecz opiszę wydarzenie, które zmusiło mnie do zmodyfikowania mojego działania, zamknięcia się w sobie bardziej niż dotychczas. Myślę, że największe podziękowania pomimo licznych wad, na które nie jestem ślepa i głucha należą się osobie, do której mam gębę co wieczór otworzyć, kto dzieli ze mną moją klitkę i jest trudna jak ja. Mieszkamy jak stereotypowi studenci i bywa czasem wesoło, czasem niewesoło, proporcje muszą być.
Od lat nagrywałam się na telefon, usuwałam te nagrania po pewnym czasie, miałam zahasłowany pliczek w notatniku z luźnymi tekstami o codzienności, miałam liczne podejścia do blogowania – tutaj, blogspot, stare klango, Facebook, Twitter. Lubię testować społecznościówki, więc postanowiłam spróbować prowadzić Instagrama. Na profilu poruszałam głównie tematy, które w danej chwili siedziały mi w głowie. Nagrania nie miały żadnego montażu, tematyka profilu luźno traktowała o problemach pojawiających się na substytucji metadonem, problemach z dostępnością aptecznego THC, prezentował "artystyczne kadry" jak mówię stojąc przed blokiem i paląc fajkę, jak przyswajam apteczny temat z Bonga pokazując filtrację wodną z waporyzatorem, czy jak zastanawiam się dlaczego Instagram nie chce przepuszczać moich wpisów tekstowych ze zdjęciami, bo czasem było mi lepiej pisać niż mówić. Aktualizacje nie były zbyt częste, ale były treściwe, ponieważ w moim życiu zbyt wiele się nie dzieje.
Mój ojciec nie dość, że słabo wywiązał się z ojcowskich obowiązków, to ma spore zaległości finansowe, ustalone, formalnie nie posiada niczego, formalnie jest "alkoholikiem, który ze względu na swoją chorobę nie jest w stanie podjąć pracy i jest na utrzymaniu żony tylko z jej dobrej woli".
Moja matka sama nie pojawiła się na sprawie obniżenia zadłużenia, bo nie wiedziała, czy jest na to gotowa. Chcąc oszczędzić poniżenia również mnie, zaprezentowała mi dokumenty ze sprawy i materiał dowodowy zbierany przeciwko mnie – między innymi z profilu z instagrama. Chodziło o okres, gdy studiując zaczęłam utrzymywać się sama. Argumentem koronnym mamy mojego ojca, a mojej babci, której nigdy w życiu na oczy nie widziałam było: "Bo ona ma, a on nie ma". Sprawozdanie ze sprawy jest jednocześnie śmieszne i straszne. Różnica między mną a ojcem polega na tym, że w czynnym, rozkręconym uzależnieniu mogę być bez przeszkody wysokofunkcjonująca (przepraszam, nie mogłam się powstrzymać :D), a żaden pracodawca nie powierzy żadnego zadania naprutemu "alkoholikowi będącego na utrzymaniu żony z jej dobrej woli". Nie gadam głupot, trzeźwo myślę w teorii i praktyce, staram się o siebie dbać i mam poczucie odpowiedzialności.
Ostatnio żyję trochę spokojniej, w wolnych chwilach zacieśniam znajomości z ukraińcami, a moim Guilty Pleasure jest śledzenie naszych rodzimych mediów i patologii polskiego showbizu, bywa różnie, jest stresująco i szybko, lecz narazie spokojnie.
Sytuacja, którą tu opisuję toczy się w wielu domach, bardzo mnie to przybiło. Profil na instagramie nie był zbyt rozwlekły, lecz adwokackie tricki – nie neguję tego, każdy musi się z czegoś utrzymać, bywają poniżej pasa. Zarzucano mi celowe działanie. Doszło do ugody, którą mam w dupie, ale przynajmniej miło było zobaczyć jak ten człowiek się poniża, by się wyłgać, jak jego współuzależniona matka chce obronić swojego ponad 40-letniego syna przed całym złem tego świata. Dla nikogo z nas nie było łatwo, bitwę wygrałam, wojny jeszcze nie, ale czy mi na tym zależy? Nie wiem.

5 komentarzy do „Oskarżenia

  1. Nie masz łatwo, to fakt. Nie chcę nawet myśleć, jak mógłbym się czuć w twojej skórze, chociaż każdy z nas ma swoje problemy i pewnie kilku kompletnie zdegenerowanych członków rodziny. Trzymaj się, kibicuję.

  2. Wiesz co, mi po prostu brakuje słów, żeby to jakoś skomentować i w sumie bardzo dobrze, bo nie moja to rzecz komentować coś takiego. Trzymaj się i nie dawaj z siebie robić worka treningowego.

  3. A móœili, że myśl, co publikujesz w internetach, bo może to zostać wykorzystane przeciw Tobie… tylko się nie spodziewałęm, że już i w takim przypadku.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *