Pełna tajemnic liryczna przyjemność od Pfizera – Part 2

(przyp. red – pregabalina) – Nas wszystkich gubi to, że nadaje się do odstawiania wielu, wielu depresantów, bardzo wielu. Znosi objawy odstawienne, a potem dźwiga do góry umęczoną, styraną opiatami, alkoholem, benzosami, czymkolwiek – psychikę, delikatną psychikę każdego ćpuna. Wymieniam właśnie wiadomości:
K – Boję się, że przesadzam z pregabaliną. Chyba rzeczywiście da się nią urobić.
Ja – Uważaj na dawki. Do 600 mg, i ani miligrama więcej na dobę.
K – Staram się rzadko to brać, ale i tak już doszłam do 500 mg. Dałam kumplowi jak miał kryzys i go zmiotło tylko 75 mg.
Ja – Wszystko zależy od tolerancji.
K – Chce mi się rozmawiać z ludźmi, nie mam lęków, nic mnie ne męczy. Normalnie jak w manii. Mam dużo energii, nowe pomysły.
Ja – Czułam się tak samo. Za to do tej pory uwielbiam pregabalinę. I tak dalej, i tak dalej…
Moje wpisy ze stanu pół człowiek pół pregabalina są też jakieś takie inne? Lepsze? Gorsze? Nie mam pojęcia. Nie będę dziś dużo pisać, bo wszystko spadło mnie się na łeb, ale może przygnębienie będzie sprzyjało kolejnym akapitom? Póki co – serducho może boleć, nawet nie metafizycznie, jeśli ktoś się do tego przyczyni. Chyba już się na to uodporniłam i dół przechodzi mi po paru dniach? Albo tak mi się tylko wydaję, potem noszę wszystko w sobie i chodzę z pierdyliardem myśli na minutę. Dość o tym narazie. Narazie, to znowu będzie o odstawianiu.
Odtrułam się niedawno z buprenorfiny nie używając do tego pregabaliny, ino starej dobrej metody – najpierw czym się strułeś tym się lecz przechodząc na lżejszy kaliber na podtrzymanie. Pocierpiałam trzy dni, bo nie było jeszcze bardzo, bardzo źle. Resztki skręta – bezsenność i rzucanie się – tliły się jeszcze przez następne kilka dni, a nadszarpnięty "układ nagrody" będę czuła już zawsze. Specjalnie nawet zakupy sobie zrobiłam – znaczy się emergency kit: dwie zgrzewki wody i duże opakowanie papieru toaletowego na promocji. Z zainteresowaniem patrzyłam przez ostatnie trzy chyba – tygodnie, co syntetyki ze mną zrobiły. Zawsze miałam przyspieszony (nieznacznie) puls przy odstawieniu, rozwaloną termoregulację, bolało, ziewałam, łzawiłam. Krzyczałam nie z bólu, lecz z przymusu poruszania całym ciałem, bo miałam wrażenie, że albo ktoś dotyka moich mięśni rozgrzanym drutem, albo setki upierdliwych mrówek zagnieździło mi się pod skórą i łażą tak, żebym robiła kilometry szczególnie nocą. Nie chce się spać na dniu ani wieczorem. Nie ma potrzeby snu przez następne kilka dni – ale obeszło mnie to nieznacznie tym razem i nie dramatyzuję aż tak bardzo, oprócz jednego: pompka zaczęła odpierdalać – i to znacznie. Nigdy w życiu nie miałam problemów z serduchem przy odstawianiu, a tu wylazły – kołatanie, potrafiło mnie zamroczyć, gdy wstałam za szybko. W liczbach wyglądało to tak, że puls zwiększał się do 120, 130 bpm bez opio, a po godzinie, dwóch od podania – spokojnie spadał do 70, 80 bpm w spoczynku. Kiedy mądra ja puściłam sobie gorącą wodę pod prysznicem i zrobiło mi się duszno z powodu dodatkowego "wysiłku", to trochę było mi nieswojo. Taki chuj! Ale dałam radę,
Pregabalina jest jak błogosławieństwo. 75 mg na początku wystarczy by wyłączyć rowerek, zasnąć spokojnie, wyciszyć, pomóc z tym, co najbardziej upierdliwe, a potem pomóc z psychiką. Stąd ludzie w nią wpadają. Może służyć jako zamiennik dla alkoholu, benzosów, opiatów, nawet stymulantów. Jest tak wszechstronna, a jednocześnie wszystko ma swoje dobre i złe strony. Takie zombie potem (ja) wstaje z łóżka, jeszcze z zaropiałymi oczkami wpół zamkniętymi próbuje wymacać pregabalinę, bo powoli zaczyna schodzić i świat staje się obrzydliwy. Nie chciałabym żeby K z rozmowy przez to przechodziła, ale nie mam wpływu na wiele rzeczy – prócz swoich działań. Mogę pisać, prosić, opisywać, przestrzegać, wysyłać elaboraty, pokazywać elaboraty innych – niech każdy robi to, co uważa za słuszne. Wiem jak to jest szukać środków zastępczych. Jestem podobno politoksy – czyli podaję sobie wszystko, co tylko można, z opio jako drug of choice, no bo proszę pani… Jak się nie ma co się lubi, to się wali to co dali nie? A to pani nie wiedziała, że pregabalina uzależnia? A to Pani nie wiedziała, że z tianeptyny można zrobić całkiem dobry, syntetyczny opioid? A to Pani nie wiedziała, że ludzie nadużywają metylofenidatu? A to Pani nie wiedziała, że ludzie podają sobie bupropion dożylnie? Takich Pań, Panów psychiatrów – zupełnie nieświadomych jest bardzo wielu. My się im oddajemy, potem oni mają pretensje, że nadużywamy pregabaliny, bupropionu, albo unika się nazwy Xanax, bo Afobam brzmi ładniej…

2 komentarze do „Pełna tajemnic liryczna przyjemność od Pfizera – Part 2

  1. Z neuroleptyków nie wiem, ale są takie, które trzeba odstawić z powodu skutków ubocznych mimo dobrych efektów przeciwpsychotycznych, itp. itd. Trudno w psychiatrii trafić na lek, który byłby łatwy do odstawienia, bo albo uzaleznienie fizyczne – albo psychiczne, albo obydwa. O! Hydroksyzyna nie uzależnia, ale dimenhydrynat czyli zwykły aviomarin z apteki – już tak 😀

Skomentuj Kat Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *